W końcu. Kolejny deszczowy dzień, nie liczę już który. Wisła powoli się przelewa. A zapowiadało się nieźle. Po ponad 30 godzinach roboty w duchocie, rano wyjrzało słoneczko, a ja kończyłem dyżur, czyli układ teoretycznie optymalny. Zrezygnowawszy nawet z po dyżurowego odpoczynku rzuciłem się na ... kosiarkę, bo trawa nie daje złapać oddechu. W trakcie koszenia już marzyłem o popołudniu dla siebie. Nie, nie myślcie sobie Bóg wie czego. Po...