Kilka dni temu leciałam ponad 10 godzin ze Stanów do Polski. Samolot duży, po 10 siedzeń w rzędzie (plus 2 korytarze do przejścia między nimi), praktycznie pełny. Zasiedliśmy z moim, wyciągnęłam książkę, w drugiej ręce kawa. Na siedzeniu obok mnie zasiada pani z niemowlęciem. Po chwili ów gagatek zaczyna krzyczeć w niebogłosy. Myślę sobie, pewnie się boi startu, później będzie spokój. Niestety, samolot wystartował, dzieciak się dalej drze...