Do San Marco we Florencji pojechałam nieszczególnie skażona wiedzą, czyli nieprzygotowana teoretycznie. Poza przypadkowo znalezionym (jakże rozczulającym!) rozdziałem Herberta i kilkoma zasłyszanymi opowieściami o Anielskim Bracie , które kiedyś dotarły do moich ignoranckich uszu i opuszczając je, zostawiły nikły ślad na pojedynczej szarej komórce dyndającej w przestrzeni między nimi. Z Fra Angelico łączyła mnie tylko (a może „aż”) jego...