Poznali się w " sklepie z ludźmi ", pisali ileś miesięcy, kobita pokonała 5000km(!!!), żeby zobaczyć się z " ukochanym ". Koleś przećwiczył na niej propedeutykę chirurgii oraz podstawy oceanografii wyrzucając rozczłonkowane fragmenty ciała do morza. Powiedzcie mi, co trzeba mieć w czaszce ( bo przecież nie mózgowie) żeby jechać przez pół świata do jakiegoś randoma, który jest psychopatą? Jaki rodzaj desperacji, naiwności, głupoty za tym...